niedziela, 22 listopada 2015

Rozdział 30 "Nowy początek "

Na początku przepraszam, że nie było rozdziałów, ale szkoła, premiera, życie!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

* Oczami Allice *
Śnieżno biała suknia z delikatnymi, koronkowymi rękawami w formie szerokich ramiączek, które łączą się z tyłu i tworzą łuk, oraz przebijającym się dekoltem w kształcie serca na, który także nałożona jest koronka sprawiają, że czuję się jak księżniczka. Wiruję w tańcu ze swoim mężem, a prosta, tiulowa spódnica wiruje razem ze mną. Brzuch nie jest jeszcze na tyle duży, abym nie mogła nosić dopasowanych sukienek więc jest to idealny czas na ślub. 
Na koniec Alex zwalnia kroku. Obejmuje mnie w tali tak, że może z tyłu złączyć ręce i stykamy się czołami. Zamykam oczy, a on odgarnia mi kosmyk zakręconych włosów opadające na czoło z warkocza zakręconego dookoła głowy w formie wianka, który z tyłu się specjalnie rozpada. Pod warkoczem z tyłu jest coś w formie koka. Włosy tam są całkowicie pofalowane. W warkoczu porozmieszczane są kwiaty. Ten tylni "kok" podtrzymuje zapięta u góry spinka do, której przyczepione są takie same kwiaty. Jest ona tak umieszczona, aby po odpięciu jej powstała inna, luźna fryzura idealna do tańca.
Kończymy pierwszy taniec gorącym pocałunkiem. Ręce Alex'a zjeżdżają mi na brzuch. Delikatnie go masują, a dziecko się porusza i lekko mnie łaskocze. Powoduje to uniesienie moich warg i cichy śmiech. Kiedy skończyliśmy się "wciągać" wszyscy bili brawo.
* Oczami Willow *
Brawa i okrzyki przycichły kiedy światła przygasły. Oświetlone było tylko wejście, ale też nie znacznie. Prześlizgnęłam się po między ludźmi do małego saloniku gdzie przygotowywałyśmy Allice. 
-Jesteś... - wyszeptała jak na jakiejś tajnej misji.
Zdjęłam jej długą spódnicę, która odsłoniła identyczną jak poprzednią, ale była krótsza. W pasie zapięłam pasek z dużą, delikatnie różową kokardą. Kokarda na środku w miejscu gdzie obie części się łączą miała mały dzwoneczek taki jak na obrożach kotów.
-Właśnie! Koty... - drugi wyraz powiedziałam znacznie ciszej.
Podałam Allice koszyk, w którym był Garfield, Tadeusz i Roxy. Kotki spały na miękkich poduszkach.
Złapałam za sprytnie ukrytą spinkę. Odpięłam ją, a falowane włosy opadły na jej ramiona. Wyglądało to bajecznie. Złapałam za koszyki z płatkami kwiatów. Jeden podałam Emily, drugi Rye'owi, trzeci Mary, czwarty Max'owi, piąty Marvel'owi, a szósty Josh'owi. Ja za to wzięłam klatkę z gółębiami.
* Oczami Annie *
Pojedyncze promienie światła zostały zwrócone w stronę wejścia. Zaraz potem ukazała się Willow wypuszczająca z klatki gołębie. Ptaki były nauczone co mają robić, bo przeleciały okręgiem salę. Po drodze złapały za wstęgę, którą na koniec zawiesiły nad wejściem. Światła śledziły każdy ruch ptaków. Zaraz potem na salę weszły dzieci. 4-ro i 5-cio letnie. Rozsypywały one płatki. Willow je prowadziła i pokazywała ruchy, które mają robić w danym monecie. Zaraz za dziećmi weszła para młoda. 
Allice w całkowicie innej sukni pod rękę z Alex'em. Kiedy weszli na parkiet zaczęli tańczyć BBelgijkę. Wszyscy bawili się jak na westernie. Dzikie krzyki i tańce coutry! 

czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 29 "Wspomnień czar..."

Siedzę na kanapie z Em na kolanach i Rye'm obok bawiącym się klockami. Razem z Cody'm i siostrą oglądamy nasz album rodzinny. Wspominam wszystkie chwile te dobre i te złe. W pewnym momęcie wzrok mojego narzeczonego wbija się w ścianę na wprost. Patrzy cały czas na jeden punkt. Łapię go za ramię, a drugą ręką odkładam album na miejsce. Patrzę na zdjęcie, na którym mój ukochany zawiesił wzrok. Zdjęcie ukazuje mnie w wieku 3,5 miesięcy stawiającą swoje pierwsze kroki. Za mną stoi mama, która wyraźnie mi kibicuje. Przede mną jest tata. Kuca i wystawia szeroko ręce. Nagle to wspomnienie odżywa.
Idę chwiejnym krokiem do taty. Kilka kroczków przed nim łapię go za szyję i mocno przytulam. Dalej leży i mnie łaskocze. Śmieję się głośno! Z tyłu podchodzi mama i mnie łapie do góry. Podnosi nad głowę i zaczyna się kręcić. Piszczę, krzyczę, śmieję się i chaotycznie macham nóżkami i rączkami. Mama przytula mnie mocno, a ja zaplatam rączki na jej szyi i szepczę; Mama
Brunetka odrywa mnie od siebie i patrzy w oczy. Jej oczy się mienią i błyskają co jakiś czas. Z tyłu podchodzi tata. Łapie mnie od tyłu i przechyla. Szczerzę brawie bez zębną szczękę, a zaraz potem mnie podnosi. Zdezorientowana zaczynam gryźć swoją pięść. Znów się szczerzę i przytulam mamę.
Moje wspomnienie szybko znika. Nie czułam jak bym tylko wspominała. Czułam jak bym cofnęła czas i znów była małym rozkosznym dzieckiem.
Patrzę znów na Cody'iego. Zachodzącymi łzami oczami spojrzał na mnie. Zrobiłam to co zawsze on kiedy ja tak się czuję. Kciukiem podniosłam mu brodę, poprawiłam włosy z czoła, uśmiechnęłam się i pocałowałam w policzek. Miał taką reakcję jak zawsze ja. Zamknięte oczy i lekki uśmiech. Spuścił głowę i wyjął z kieszeni... zdjęcie. Czarno-białe zdjęcie przedstawiające chudą kobietę z czasów Igrzysk. Patrzę znów na niego. Widzę same włosy i trochę brodę, która dotyka klatki piersiowej. Miał zaciśnięte ręce, a ja domyśliłam się kto to...
-Mamo... - szepce do siebie chłopak.
Po kilku minutach podnosi głowę z uśmiechem. Robię minę taką kiedy nic nie rozumiem. Lekko sie śmieje i łapie moją rękę. 
Jak mój dziadek mówi; "rozumiemy się bez słów " i już po chwili wiem co wywołało jego radość. Tak jak i u mnie zawsze pomagają wspomnienie te dobre z osobą, za którą tęsknimy.
-Szkoda, że Cię nie poznała. - uśmiecha się i patrzy mi w oczy.
-Szkoda, że ja jej nie poznałam. - odwzajemniam uśmiech.
-Twoja...
-Lily... Lili Linthe. - znów trochę posmutniał.
-Hej... ! - starałam się mówić jak on.
Uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy. Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach. 
* Oczami Cody'iego *
Willow nie musiała nic mówić, żebym wiedział co mam robić. Westchnąłem głęboko przywołując wspomnienia i zacząłem...
-Lily Linthe - moja mama. Została wylosowania do 66 Igrzysk Głodowych. Mieszkała w 10 Dystrykcie - przecieram zdjęcie kciukiem i w tym momencie ukazuje się jeszcze jedna postać. -Mój tata... patrzył na mamę jak wychodziła na scenę. Zakochał się w niej i obiecał sobie, że zrobi wszystko, aby przeżyła. Znał ją wtedy ze szkoły. Ra zamienili ze sobą zdanie. Dla ojca było to wielkie przeżycie jak i dla mamy, ale ona potrafiła skutecznie ukryć uczucia. Dwa lata przed dożynkami na, których została wylosowana zgłosiła się za nią jej siostra. 
Oboje zginęli kiedy miałem 5 lat. Nasz dom spłonął, a że było to 3,5 lat po rządach Snowa nie wszystko działało jak powinno. Mama wróciła się po mnie i kiedy byliśmy już przy drzwiach puściła mnie na ziemię i kazała uciekać jak najdalej. Wróciła jeszcze po coś, ale już nie wyszła. Choć tego już nie jestem do końca pewien, gdyż od razu uciekłem do lasu. Całego roztrzęsionego znalazła mnie pewna dziewczynka. Zawołała mamę i tak poznałem Rose. 
Była moją najlepszą przyjaciółką. Do czasu... Jej matka - pani Green oświadczyła, że weźmiemy ślub. Czym prędzej zabrałem zdjęcie rodziców i uciekłem. W lesie złapałem za łuk. Miałem wtedy 10 lat. Przed wyjściem napisałem krótki list, bo na dłuższy nie mialem czasu, gdyż nie bylem najlepszy w pisaniu. - spojrzałem na Willow zasłuchaną w moją opowieść. -Walczyłem o przetrwanie. Chowałem się przed ludźmi, którzy chcieli zabrać mnie do domu dziecka i kilka razy przed psychicznie wykończoną p.Green. Potem spotkałem najpiękniejszą, najcudowniejszą kobietę mojego życia. - znów podniosłem wzrok na dziewczynę. 
Nie zdążyłem nic zrobić, bo zaraz rzuciła mi się na szyje. Nie trzymała już Emily na kolanach. 
Zacząłem całować jej szyję.
* Oczami Willow *
Przeszedł mnie dreszcz. Lekko się wzdrygnęłam i zatopiłam palce w jego włosach. Wzdychając głęboko zaczęłam rozpinać dwoma palcami guziki jego koszuli.
Przerwał nam trzask drzwi wejściowych. Jak poparzeni odskoczyliśmy od siebie. Cali czerwoni siedzieliśmy sztywno na kanapie. 
Kiedy tata, mama z rozdeństwem przeszli do innego pokoju Cody zwrócił się do mnie.
-Teraz ty...
-Co?
-Opowiedz mi o swojej przeszłości, o rodzicach, rzeczy, których nie wiem. O wszystkim... - uśmiechnął się ujmując moje dłonie.

Rozdział 28 "Always?"

*Oczami Katniss*
W życiu moim jak i moich dzieci dużo się ostatnio zadziało. Willow przeżyła pierwszą poważną kłótnię z Cody'm. Do dziś ze sobą nie rozmawiają. Will czasem płacze, zamyka się w pokoju, a w nocy nie śpi. Chce do niego wrócić, ale boi się jego reakcji. Nie widzieli się już koło tygodnia. Zawsze Kiedy widzę telefon Willow jest wybrany numer Cody'iego, ale nie ma żadnych połączeń. Trzy dni temu powiedziała, że nie chce chodzić do szkoły. Ze widzi tam Cody'iego. Na początku nie chciałam się zgodzić, ale Peeta z nią rozmawiała i powiedział, że potrzebuje odpoczynku.
*Oczami Willow*
Kiedy słyszę pukanie do drzwi na początku się wzdrygam. Zaraz potem odchodzi ode mnie myśl, że to Cody. Nic nie odpowiadam, a jednak ktoś wchodzi. Siada na skraju łóżka i głęboko oddycha.
-Nie mam ochoty rozmawiać... - mówię skrycie prawie, że do siebie.
-Nie musisz... - odpowiada. Nie był to Tata, ani mama, ani rodzeństwo.
Odkrywam lekko kołdrę i widzę...
Dziadka! Kiedy odkręca się w moją stronę zakrywam się spowrotem.
-Willow... - wzdycha.
Czuje jego mały uśmiech i roztańczone oczy na sobie. Choć nie widzę to wiem, że patrzy na mnie wzrokiem "Wiem, że tam jesteś ".
Wychylam się z powrotem, a on się uśmiecha. Trochę się rozpogodziłam. Nachylił się i odkrył mi twarz. Zobaczył mój lekki uśmiech. Palcami rociągnął kąciki moich ust w większą podkówkę. Roześmiałam się cicho, a dziadek też. Potem ja jeszcze głośniej i roześmialiśmy się na cały głos. Od dawna nie byłam tak radosna. Dalej rozmawialiśmy. Zwsze uwielbiałam spędzać czas z dziadkiem. Na samym końcu powiedział "Zamueszkam U was! " rzuciłam mu na szyję.
-Kocham Cię dziadku.
-Też Cię kocham wnusiu. - powiedział z troską.
Ten dzień nie był taki inny, szczęśliwy. Pomagalismy się rozpakować dziadkowi, sprzątnęliśmy jego pokój.
Wieczorem przygotowałam razem z nim kolację i zjedliśmy w rodzinnym gronie. Podczas biesiady koło 20:00 zadzwonił dzwonek do drzwi. Rodzice schowali twarze w stronę talerza, a dzidek uśmiechał się jak wtedy gdy jego plan się powiedzie. Dzieciaki się kręciły. Niepewnie lustrując wszystkich po kolei wstałam i oglądając się za siebie Kiedy przekraczałam próg poszłam do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam... tak jak myślałam Cody'iego. Domyśliłam się już wcześniej, że to sprawka rodziców i dziadka. Serce mi stanęło... Oparłam się o drzwi plecami załapałam za klamkę. I pociągając przekręciłam się przodem. Otworzyłam małą szparę i odsunęłam się do tyłu. Odychylilam bardziej drzwi i zajrzałam. Nie wytrzymałam i otworzyłam je szybkim ruchem. Staliśmy wpatrzeni w siebie dłuższą chwilę, aż moje oczy zaczęły się szkilć, a on mnie objął. Przytulal mnie, a ja miałam opuszczone ręce. Położyłam brodę na jego ramieniu i położyłam ręce na plecach. Łzy spływały mi po policzkach strumieniami. Cody jedną ręką głaskał mnie po włosach, a drugą trzymał na moich plecach. Poczułam, że coś, albo ktoś pycha się pomiędzy nas. Zamknęłam oczy i mocno to do siebie przyciągnęłam.
Cody złapał mnie za ręce, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. Pocałowaliśmy się lekko, a następnie ten mały pocałunek zamienił się w namiętnie obściskiwanie się. Słone łzy moje i jego spływał na nasze złączone usta. Poczułam uśmiech dziadka i te same roztańczone oczy hak dziś rano. Odkleiłam  się od chłopaka i spojrzałam na dziadka. Usłyszałam huk jakby kłoda padła. Odruciłam się w stronę Cody'iego, a ob leżał na ziemi lizany przez Sky. Roześmiałam się głośno, a on próbował zrobić naburmyszoną minę. -Widzę, że nie tylko ja się stęskniłam. - uśmiechnęłam się szeroko i pomogłam mu wstać.
-A jednak... - odwzajemnił uśmiech i gorąco mnie pocałował.
-Co, a jednak? - uśmiecha szeroko.
-Tęskniłaś... - robi swoją minę "wygrałem" .
Zatapiam palce w jego włosach, a on znów mnie całuje. Pomimo iż był to bardzo, krótki pocałunek to zaliczam to do jednych z najprzyjemniejszych.
-Always... - wyszeptałam w jego usta.
-Always... - odpowiedział ustami w moich włosach opadających na czoło z wysoko upiętego kucyka.
Kciukiem otarł mi łzy spływające pojedynczo po policzkach.
-Kocham Cię... - szeptał Kiedy Kciukiem ocierał mi łzy spływające pojedynczo po policzkach.
Nic nie odpowiedziałam tylko mocno to Przytuliłam.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że cała rodzina zebrała się, aby nas oglądać. Odkręciłam się w ich stronę, a Cody ustał za mną. Oparłam się o niego plecami, Podniosłam jego rękę i przewiesiłam przez swoje ramię. Sky patrzyła się na nas i bystro przekręciła głowę. Em i Rye uwiesili się o moje nogi, a rodzice stali jak nasze odbicie.
Dzidek nie wiadomo skąd stał przy mnie i klepał po ramieniu.

niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział 27 "Hobby"

* Oczami Alex'a *
Ostatnimi czasy postanowiliśmy z Allice, że zapoznamy się ze swoimi hobby nawzajem. Zaraziłem Allice grą na gitarze. Strasznie ją to wciągnęło i teraz każdą chwilę w domu spędza przy instrumencie. Teraz kolej na nią. Dziś idę na trening Taekwondo, a jutro jazda konna.
Rano obudził mnie krzyk i szturchnięcie. Allice skakała po mnie i chaotycznie wymachiwała rękoma.
-Wstawaj, Wstawaj! - krzyczała. -Bo się spóźnimy.
Mozolnie wypełzłem z łóżka. Alicce w dalszym ciągu skakała jak opętana.
Założyłem błękitną koszulę i dżinsy. Powoli zszedłem na dół i usiadłem przy stole w kuchni. Moja narzeczona rzuciła naleśnikiem w moją stronę. Placek przyczepił mi się do twarzy lepką stroną. Osmale zsunął się z mojej twarzy i spadł na spodnie. Zerwalem się z krzesła i porwałem Allice. Wytarłem twarz w sosie klonowym o jej bluzkę. Odepchnęła mnie i optrzepała ubranie. Przerzuciłem ją przez ramię o chciałem już wyjść, ale..,
-Nie teraz... ! - piszczy dziewczyna.
Odstawiam ją na ziemię, a ona udała naburmuszoną. Walnęła mnie w ramię z pięści. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem gorąco w usta. Odwzajemniła pocałunek. Zabrałem się za zdejmowanie jej koszulki, ale od razu walnęła mnie po łapach.
* 1 godzinę później *
Lekko zdezorientowany wszedłem do szatni. Smród śmierdzących skarpet powalił mnie na kolana.
"Boże jak tu jedzie- tylko ta myśl krążyła mi po głowie."
Przebrałem się i wkroczyłem na dużą halę.
Cwiczylismy układy i różne kopnięcie i uderzenia oraz postawy. Trening bardzo przyjemny, ale nie wydaje mi się, abym to powtórzył. Jutro jazda konna. Trochę się bałem. Allice cały czas trajkotała jak fajnie jest cwałować po łące.
* Rano *
Obudził mnie zapach placków ziemniaczanych. Wyskoczyłem z łóżka, założyłem kapcie, szlafrok i poszedłem za zapachem.
-Wiedziałam, że się obudzisz. - uśmiechnęła się szeroko.
Objąłem ją w pasie od tyłu i pocałowałem w policzek, A ona się we mnie wtuliła.
-Kocham Cię... - wyszeptałem jej do ucha.
Złapała mnie jedną ręką za policzek i przysunęła do swojej głowy.
-Mmmauuu... - wszystkie trzy weszły do kuchni.
Odkleiłem się od narzeczonej i nalałem mleko kiciakom.
Szara kotka nie chciała podejść pojechałem ją lekko do przodu i podstawiałem do miski, ale uciekała.
-Roxy... nie bój. - uśmiechnąłem się ciepło wystawiając rękę.
-Jaka Roxy? - odezwała się Allice.
-No... Roxy.
-M G I E Ł K A! M G I E Ł K A! - powtarzała pouczająco,
-Roxy! - uśmiechnąłem się szeroko, a mała zamruczała. -Widzisz podoba się jej!
Allice westchnęła i postawiła talerz placków na stole.
Usiadłem momentalnie na krzesło i założyłem sobie śniadanie.
-O 13:00 na jazdę. - powiedziała z zapchanymi ustami i uśmiechnęła się głupio.
Roxy wyskoczyła mi na kolana i zaczęła się łasić.
-Hej Roxy. - Allice pogłaskała kociaka.
-Ha! A jednak. - uśmiechnąłem się zwycięsko.
Zrobiła złośliwą minę, która zawsze robi Kiedy przyznaje czyjąś rację. Cmoknąłem ją długo i z dużą ilością śliny. Wytarła policzek i pocałowała mnie tak samo.
-Wiesz jak Cię kocham! - mówiłem broniąc się przed pocałunkiem.
Wystawiłem Roxy przed siebie, a że Allice miała zamknięte oczy to pocałowała małą główkę kotki. Kiedy poczuła sierść momentalnie otworzyła oczy. Roxy położyła uszy i pokręciła łebkiem. Wtuliła się w moje ramię, a ja wybuchnąłem niepochamowanym śmiechem.
Moja narzeczona wzięła placek i wepchnęła mi to do ust.
O 12:58 przypomniałem sobie, że miałem jazdę.
-Jazda! - krzyknąłem i zerwałem się z uścisku Allice.
-Spokojnie... - złapała mnie za koszulę i posadziła na kanapie.
Usiadła mi na kolana i zaczęła całować szyję.
Patrzyłem na nią pytający, a ona się zaśmiała. 
-Jesteśmy umówieni na 14:30
-To czemu powiedziałeś, że na 13:00?
Śmiała się głośno i nie odpowiadała. 
"Ja jednak nigdy nie zrozumiem tych dziewczyn- teatralne przewróciłem oczami"
Pojechaliśmy do stajni. Kiedy wysiedliśmy z samochodu moim oczom ukazał się wielki padok po lewej stronie, a po prawej palenisko i altanka. Dalej za bramą podwórze przy padoku stodoła. Po drugiej stronie boksy dla koni. Było ich 4 ,a koni 9. Dwie źrebinki, cztery klacze, a reszta wałachów. Shanti i Wuria- źrebaki (jeden 3,5 A drugi 8 miesięcy) Worynia, Ola, Suma i Nimfa. Rezun, Wojomir i Cygan. Cygan i Olka to KF (kuc felijskiego). 
Rezun jest koniem Allice. Kocha go nad życie, a czasem chyba nawet bardziej niż mnie. Jej koń jest ojcem Shanti i "mężem" Sumy. Wymiziała wszystkie konie i poszła po sprzęt do domu, który mieścił się na wprost bramy. Rezun jako jedyny jest WLKP, a reszta to MŁKP. Pokazała mi jak osiodłać konia. Dała mi Wojomira/Niuńka i siodło, ogłowie i czaprak. Zaraz potem przebiegł Caca (bernardyn) i Drops (kundel). Caca mało co mnie nie przewrócił. Miałem trochę problemów z osiodłaniem Niuńka, ale po czasie się udało. Wyjechaliśmy na padok. Allice wzięła mnie na sznurek, który przypięła do wędzidła mojego konia. 
-Wygodne te siodła australijskie. - powiedziałem. 
-Wiem! - uśmiechnęła się szeroko. -Też je uwielbiam. Dobra teraz kłus. 
Trochę mnie telepało i kręciłem tyłkiem w siodle. 
-Dobrze sobie radzisz! - mówiła dumnie. 
* W domu *
Jak TKD nie zbyt mi pasowało tak jazdę konno bardzo polubiłem. Resztę dnia spędziliśmy na uczeniu się chwytów na gitarę. Miły wieczór przy kominku i z gitarą. 

piątek, 13 listopada 2015

Rozdział 26

Rano zadzwonił telefon. Byli to rodzice Alex'a. Chcieli zaprosić nas na obiad. Mój narzeczony zgodził się, ale ja nie byłam przekonana. Sprzeczałam się z nim, że ja nigdzie nie idę. Próbowałam wymyślić jakiś powód, że źle się czuje i dziecko się denerwuje, ale wspólny obiad był dla niego bardzo ważny. Nie chciałam iść z jednego powodu: że odrzucą mnie z powodu ciąży. Po długich namowach zgodziłam się. I zaczął się kolejny problem...
-Nie mam w co się ubrać! - gorączkowo wyrzucam wszystkie ubrania z szafy.
Czuję czyjś dotyk na moim ramieniu i odruchowo się odkręcam. Chciałam już coś powiedzieć, ale nie było mi dane. Alex gorąco pocałował mnie w usta, a ja się uspokoiłam. Przytuliłam go mocno, a on to odwzajemnił. Dziecko w brzuchu się poruszyło, a moja twarz się rozpromieniła.
-No dobra... - wzdycham. -Ale nadal nie mam w co się ubrać. - udaje naburmyszoną.
Chłopak wyjmuje zza pleców białą, kilku warstwową, koronkową, długą spódnicę i krótką koszulkę, która nie zakrywa brzucha z dekoltem w kształcie serca. Bluzka także jest koronkowa do kompletu ze spódnicą oraz ocieplana od środka miłym miśkiem.
Zakłada mi na głowę wianek z żywymi kwiatami takim jak na koronce w kolorze białym i liliowym. Całe białe sandały i bransoletka z wizerunkiem konia, która dostałam na pierwszej randce.
-Dziękuję! - zakryłam usta rękami i rzuciłam się na chłopaka.
* 2 godziny później *
Skończyłam się ubierać, musnęłam usta błyszczykiem, a rzęsy tuszem. Zrobiłam lekką kreskę i zeszłam na dół. Na schodach dopadł mnie Alex. Wyskoczył z kredkami do malowania po skórze i namalował mi małe serduszko na policzku i uśmiech z oczkami na brzuchu.
Pocałowałam go namiętnie, a on zniósł mnie na rękach. Zabrałam mu kredki i narysowałam wąsa.
* Oczami Finnicka *
Kiedy straciłem nadzieję na przyjście mojego syna usłyszałem płukanie do drzwi. Wybueglem na przedpokój i zobaczyłem Alex'a i Allice. Chwilę później stałem już przy moim synu. Zdjąłem płaszcz z ramion jego narzeczonej I odwiesiłem. Zapletli swoje ręce i pomaszerowali do kuchni.
* Oczami Annie *
Zaraz za moim synem do kuchni wszedł Finnick. Allice przytuliła się do mnie i pomogła przy obiedzie. Chłopaki usiedli do stołu i włączyli telewizor.
-Proszę pani... - zaczęła Allice.
-Mamo. - uśmiechnęłam się promiennie.
-Dobrze... Mamo... - uśmiechnęła się ze smutną miną.
Do końca przygotowywania obiadu nie zamieniłyśmy ani słowa.
-Obiad!
* Oczami Allice *
Serce biło mi jak młot. Miałam powiedzieć rodzicom Alex'a, że spodziewamy się dziecka, ale kiedy moje usta złożyły się do wypowiedzenia tych słów moje ciało ogarnął paraliż. Jedliśmy obiad w ciszy wymieniliśmy tylko spojrzenia i co jakiś czas uśmiechałam się jak debilka.
-Jestem w ciąży... - powiedziałam po między kęsami stopniowo przyciszając głos. Każda para oczu była skierowana w moją stronę. Przubliżyłam się do Alex'a i schowałam twarz w jego koszulę.
* Oczami Alex'a *
Allice cała drżała. Głaskałem ja delikatnie po włosach. Spojrzałem karcąco na rodziców i pocałowałem Allice w czubek głowy.
Moja narzeczona spała w mojej starej sypialni, mama zmywała talerze, a tata przeglądał album.
-Kiedy ślub? - odezwał się Finnick.
-Nie planowaliśmy. - rzuciłem oschło. Zebrałem się z fotela i poszedłem do sypialni.
Usiadłem na skraju łóżka na, którym spała Allice. Pocałowałem ją w czubek nosa i odgarnąłem włosy z jej czoła.
-Alex... - wyszeptała.
-Jestem tu. - uśmiechnąłem się pod nosem i przykryłem ją kocem.
-Połóż się ze mną... - wyszeptała Kiedy wychodziłem z pokoju.
-Z przyjemnością. - uśmiechnąłem się szeroko i zawróciłem.
* Oczami Finnicka *
-Bedę dziadkiem. - wyszeptałem do mojej żony siedzącej mi na kolanach.
-Bardzo przystojnym. - cmoknęła mnie w policzek.
Przechyliłem ją do tyłu, a ona wydała z siebie pisk.
-Dziadkiem... - powtórzyłem,
-Wiecznie młodym i moim dziadkiem! - uśmiechnęła się figlarnie.
Popchnąłem ją na kanapę, a następnie zdjąłem z niej koszulkę i rozpiąłem stanik.
* Oczami Allice *
Obudziłam się rano nie wiadomo skąd w swoim domu. Alex'a nigdzie nie było. Dzwoniłam do Willow, ale ona nie odbierała. Byłam skazana na samotność.
Siedząc na kanapie i słuchając radia usłyszałam miałknięcie. Poderwałam się jak poparzona i gorączkowo zaczęłam szukać kota. Wybiegłam na dwór i zobaczyłam tam małego kotka skulonego z zimna. Była to połowa jesieni, a on taki mały.
-Chodź tu słodziaku... - podeszłam do kotka.
Był on biało- czarny z małymi brązowymi plamkami na czarnym futerku. Spojrzał na mnie swoimi błękitnym oczami pełnymi strachu.
-Nie bój się. - wyczeptałam Kiedy podsunął się do tyłu.
Malec trochę się bał, a kiedy wzięłam go na ręce wtulił się w mój płaszcz. Złapał się mnie pazurkami i wspiął się po ręku na tył głowy.
Postawiłam mu miskę z mlekiem, bo jak na moje oko, a wychowałam się jako córka weterynarza był jeszcze za mały na stały pokarm.
Podstawłam przy misce Tadeusza, a on pokręcił noskiem i zaczął pić.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a przestaszony Tadek wspiął mi się po nodze na kark. Wyjrzałam zza roga i zobaczyłam Alex'a. Ostrożnie chodził po domu i mnie szukał.
-Gdzie byłeś? - wyczeptałam mu na karku.
Chłopak podskoczył i wpadł do doniczki. Wybuchłam niepochamowaym śmiechem. Alex udawał naburmuszobego i założył ręce na piersi. Dziecko poruszyło się w brzuchu, a mnie złapał skurcz. Upadłam na ziemię wijąc się z bólu. Mój narzeczony spowarzniał i pomógł mi wstać. Trzymałam się za brzuch i usiadłam na kanapie. Zza moich pleców wyszedł Tadeusz z kolegą. Jego przyjaciel był rudy z zielonymi oczami. Za nimi szedł jeszcze jeden kotek. Szary z błękitnym oczami.
-Oooo... ! - spojrzałam bałagalnie na chłopaka.
-Nie! - powiedział stanowczo.
Patrzyłam na niego szczenięcymi oczami.
-Niech będzie. - westchnął głęboko, A Tadeusz wskoczył mu na ramię.
Chwilę później wszystkie koty miały imię Tadeusz; Garfield i Mgiełka. Jedna kotka i dwóch panów.
-Jakie słodkie rodzeństwo. - zachwycałam się jak dziecko kiedy się bawili.
Wieczorem wyciągnęłam im koc, a jeszcze wcześniej zwinęłam kilka starych T-shirt'ów w zabawki.
Podczas całego dnia dostrzegłam, że Garfield zachowuje się jak konio-pies.
-Cała brygada w komplecie. - uśmiechnęłam się przytulając do narzeczonego i gładząc się po brzuchu.
Blondyn objął mój drzuch i klękając pocałował go.

czwartek, 12 listopada 2015

Rozdział 25 "Ok? Ok..."

* Oczami Alexa'a *
Moja sytuacja z ojcem się uspokoiła. Po dwóch miesiącach wspólnych obiadów prawie codziennie złapaliśmy kontakt. Niestety wakacje się już kończyły i trzeba było wracać na uczelnię. Przed wyjazdem dowiedziałem się, że... będę tatą.
Allice zadzwoniła z wiadomością, że spodziewa się dziecka kiedy ja byłem w pracy. Zamurowało mnie to ze szczęścia, ale nie ukrywam, że trochę mnie przeraziło. Sama była zdziwiona tą wiadomością. Bała się mocno i słyszałem przez słuchawkę, że przed sekundą płakała.
* Oczami Allice *
Alex był w pracy, a ja zapłakana na kanapie w domu. Złapałam za telefon i wybrałam numer.,
-Hej laska... -odezwałam się nie pewnie.
-No, hej! Cortam? - przywitała się Willow.
Zapadła długa cisza.
-Hallo? Jesteś tam? - pytała się Will.
-Jestem, Jestem.... -mówiłam z lekkim uśmiechem. -Mam do Ciebie sprawę.... , ale nie jest to rozmowa na telefon.
-Ok... - powiedziała lekko przerażona. - Będę za 4 godziny. Postaram się jakoś szybciej przyjechać.
-Dzięki.
* Oczami Willow *
Czułam, że coś jest nie tak... Przekroczyłam próg domu Allice i Alex'a. Zaraz potem dopadła mnie zalana łzami brunetka.
-Co się stało... ? - spytałam opiekuńczo przytulając przyjaciółkę.
-Jestem... jestem... - chlipała.
Oderwałam się od niej i pogłaskałam po ramieniu. Spojrzałam spokojnie w twarz, a ona wzięła głęboki oddech.
* Oczami Allice *
Kręciło mi się w głowie i czułam jak bym miała zaraz zwymiotować. Wyrwałam się z objęć Willow i pobiegłam do łazienki. Zamknęłam się na klucz i bezradnie opadłam przy wannie.
-Allice... - mówiła chicho Will pukając do drzwi.
-Jestem w ciąży! Ok? - wykrzyczałam nie wytrzymując napięcia, a następnie schowałam twarz w rękach.
Zza drzwi odpowiedziała mi głucha cisza...
* Oczami Willow *
Osłupiałam na te słowa. Stałam nieruchomo i wpatrywałam się w klamkę od drzwi. Spojrzałam niespokojnie na swój brzuch, ale zaraz przypomniałam sobie o dziewczynie.
-Alex wie?
-Wie... - dukała przez łzy.
-Allice...
-Tak?
-Wyjdź, nie możesz chować się przed światem.
-Nie! - krzyknęła. -Idź sobie!
Bezradnie opuściłam ręce i usiadłam obok wejścia do łazienki. Chwilę później usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza. Odruchowo złapałam za klamkę i pociągnęłam. Dostrzegłam Allice czołgającą się po podłodze.
Pomogłam jej wstać i zaprowadziłam do kuchni. Zaparzyłam kawę i usiadłam na przeciw niej. Podczas rozmowy doszedł nas dźwięk otwieranych drzwi.
-Kochanie, jestem! - wykrzyknął Alex.
Dziewczyna na ten dźwięk pisknęła i schowała się pod stół. Czołgała się pod nim jak w łazience szukając ucieczki.
Spod stołu wystawała jej stopa. Kiedy Alex wszedł szeroko się uśmiechnął, a ja też.
-Gdzie ona jest? - mówił ze śmiechem w głosie.
Dziewczyna wydała z siebie kolejny pisk, a chłopak podszedł po cichu do stołu.
-Hej! - zajrzał pod stół, a jego mina posmutniała.
-Wszystko, ok?
-Ok... - ocierała łzy.
Alex pomógł jej wyjść, a ona mocno się do niego przytuliła.
* Oczami Allice *
Kiedy wdychałam perfumy Alex'a uspokoiłam się lekko. Odsunęłam się o krok, a ona pogłaskał mój brzuch. Spuściłam wzrok, a chłopak zrozumiał o co chodzi. Kciukiem otarł moje łzy i podniósł moją głowę, za podbródek. Zatopiłam ręce, w jego włosach, a on objął mnie w pasie. Lekko muskał moją szyję, a ja wtulałam się w jego tors. Delikatnie gładziłam jego klatkę piersiową i rozpięłam kilka guzików.
-Może nie przy ludziach... - chichotała cicho Willow.
Zawstydzona odkleiłam się od chłopaka.
-Na Ciebie już chyba pora? - zapytał wymownie Alex Willow.
Dziewczyna udała naburmuszoną i wyszła.
-Nasza chwila... - szeptał Alex całując mnie w szyję.
Chłopak mnie uniósł i posadził na blacie. Rozstawiłam nogi, a on ustał w kroku. Pieścił moje piersi i je całował, a ja cicho jęczałam gładząc jego włosy.
Zaczęłam rozpinać mu koszulę, a on całując mnie w usta pomógł mi ją sciągnąć, a następnie zdjął ze mnie koszulkę. Lekko odsunął się do tyłu dalej mnie całując, a ja zeskoczyłam z blatu. Całując się i rozbierając szliśmy, do sypialni, aż do schodów. Potknęłam się o nie, i razem upadliśmy. Chłopak odkleił się od moich ust, a ja otworzyłam oczy. Szeroko się uśmiechnął i zaczął całować mi szyję i coraz niżej. Przesunął się obok mnie, a ja podskoczyłam i złapałam go za rękę. Nie stawiając się poszedł za mną.
W łazience zamknęłam klucz i odkręciłam się przy drzwiach. Alex mnie do nich przycisnął i gorąco całował.
-Wspólna kąpiel? Hyyy? - mówił przez pocałunki.
Puściłam do niego oczko i zagrałam się za bokserki.
-Podoba mnie się to... - szeptał.
Wrzucił mnie do wody i wszedł zaraz za mną.

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 24 "Tak bilsko, a tak daleko... "

10 komentarzy- nowy rozdział

* Oczami Cody'iego *
Razem z Willow pomogliśmy spakować isę Alex'owi i Allice.
Koło 8;00 wyjechali, a my zostaliśmy sami. Poszliśmy na plażę kiedy trwał jeszcze wschód słońca i bawiliśmy się jak dzieci w wodzie.
Po południu znów poszliśmy na plażę, a potem do restauracji. Zjedliśmy świeżo złowioną rybę z frytkami. Po obiedzie wybraliśmy się na spacer po mieście. Wieczorem zabrałem narzeczoną na kolację na statku, który pływał po morzu.
* Oczami Alex'a *
Przerażony wróciłem do domu. W szafie nie było ubrań Roberta co dowodziło temu, że tata jednak wrócił. Kiedy schodziłem po schodach usłyszałem hałas w kuchni. Z tym samym przerażeniem zwolniłem kroku. Allice złapała mnie za rękę i lekko się uśmiechnęła.
-Always... - szeptała mi do ucha.
Kiedy stanąłem w progu całkowicie mnie zamurowało. Praie zemdlałem, ale starałem się stać twardo. Ciemny blondyn odwrócił się w moją stronę i przenikliwie uśmiechnął. Mama wstała z krzesła i stanęła za mną. Oparła rękę na moim ramieniu i rozczochrała włosy. Allice i mama lekko popchnęły mnie w stronę ojca, a moje bezwładne ciało poleciało do przodu. Tata złapał mnie i odchylił do tyłu tak, abym mógł ustać.
Mama zaparzyła kawę i z pomocą mojej narzeczonej zrobiły kolację. Niezręczna cisza z mojej strony i dziwne uśmiechy ze strony ojca zaczęły mnie drażnić.
-Powiedź coś! - krzyczę wstając od stołu, ale zaraz się uspakajam.
Tata dalej siedzi i głupio się uśmiecha.
Zły wychodzę z kuchni, a matka patrzy na mnie pytająco. Za mną idzie ojciec. Ze stukotem siadam na kanapie i spuszczam głowę w dół.
-Synu... - mówi tata z radością w głosie.
Podnoszę głowę ze łzami w oczach. Tata rozchyla ramiona, a ja wpadam w jego objęcia. 
* 2 godziny później *
Nasze rozmowy w dalszym ciągu były niezręczne. Chciałem mu zdać tyle pytań, a on mi. Kiedy mama chwaliła się moimi talentami ojciec poprosił, abym zagrał coś na gitarze. Podszedłem do stojaka i wziąłem instrument. Zacząłem grać i od razu się wciągnąłem. Wszyscy bili brawo, a Allice podeszła i mnie pocałowała.
* Oczami Finnick'a *
Patrząc na mojego syna nie mogę uwierzyć... Niby tylko kilka lat, a jest już dorosły. Ma narzeczoną i kończy studia. Chciałem wynagrodzić mu w jakiś sposób te stracone lata bez ojca. Jesteśmy blisko, a jednocześnie daleko. Znamy się, ale i nie.
Pociąg jaki czułem, aby zobaczyć syna był większy niż chowanie się przed obowiązkami. Jaki czułem, aby jeszcze raz poczuć dotyk warg Annie na moich.
Alex i Allice wrócili do siebie do domu, a my zostaliśmy sami. Tego dnia zamieniłem ledwie dwa zdania z synem.
-Finnick... - odzywa się Annie.
Patrzę na nią błyszczącymi się oczami. Moja żona dalej nie mówi nic. Wpatrujemy się w siebie, a zaraz potem porywa nas namiętność i lądujemy na kanapie.
* Oczami Katniss *
Pierwszy wolny wieczór od lat... Dzieci u dziadków, a starszyzna w 4.
Razem z blondynem robimy sobie wspólną kąpiel. Cali pomarszczeni koło 2;56 wychodzimy z wanny. Peeta odnosi mnie do sypialni na rękach i składa na łóżku. Sam się przebiera, a ja w tym czasie ja zasypiam. Delikatnie przykrywa mnie kołdrą i kładzie się obok.

Rozdział 23 "Wycieczka"

5 komentarzy- nowy rozdział

To były moje najlepsze urodziny ever! Cody został na noc i trochę się działo... Jako 16-to latka mogę stwierdzić, że życie jest świetne! Za 2 lata kończę szkołę, a co do studiów to pewna nie jestem... Czy w ogóle pójdę.
* Rano *
Kiedy się obudziłam Cody był dalej przy mnie. Tak słodko spał. Wtuliłam się w jego nagi lekko umięśniony tors.
-Witaj kochanie... - szeptał zaspany.
Zaczął głaskać mnie po włosach i pocałował w głowę.
-Witaj. - odchyliłam głowę do tyłu tak, aby widzieć jego twarz.
Złożył delikatny pocałunek na moich ustach i lekko się odsunął.
-Dziś przyjeżdża Alex i Allice. - uśmiecham się do chłopaka.
Mieli przyjechać na tydzień, bo już dawno nigdzie nie wychodziliśmy. Wynajęliśmy mały drewniany domek w Dystrykcie 4. Z widokiem prosto na plażę oddaloną o parę kroków.
Zadowolona zrywam się z łóżka i idę do szafy.
Mój pokój rok temu przeszedł renowację teraz jest miętowo-czarno-biały.
Kiedy stoję przed krzesłem na, którym mam swoje ubrania Cody złapał mnie od tyłu za biodra. Położyłam głowę na jego ramieniu i przez okno spoglądałam na Dystrykt 2 o godzinie 6;38.
-Kocham Cię... - szeptałam ze łzą w oku.
Chłopak pocałował mnie w głowę, a ja uznałam to za odpowiedz.
Ubrana i spakowana zeszłam na śniadanie. Zrobiłam jajka na toście, a Cody zaparzył herbatę. O 7;28 zadzwonił dzwonek do drzwi. Pobiegłam szybko na korytarz przywitać gości. Była to... Reachel.
-O! Hej! - byłam zmieszana.
-Hej!? - wykrzykuje dziewczyna chaotycznie wymachując rękami. -Tak się witasz!? Po tylu latach znajomości?! I tak nagle znalazłaś sobie lepszą przyjaciółkę! A mnie tak po prostu zostawiłaś!
-Reachel... - nie wiedziałam co powiedzieć.
-Teraz to Reachel! A gdzie byłaś gdzie najbardziej potrzebowałam pomocy?! - krzyczy
-Nie przeżyję twojego życia za Ciebie! Musisz sobie sama radzić! - nie wytrzymałam.
-Ja potrzebowałam pomocy, a ty w tym czasie przeżywałaś swój związek z tym debilem! - drze się na cały Dystrykt.
Nie dość, że obraziła mnie to jeszcze Cody'iego. Zła rzuciłam się na nią. Prawy sierpowy i lewy. Dwa razy ją ugryzłam kopnęłam kilka razy w brzuch. Zatrzasnęłam drzwi i wróciłam do kuchni.
-Co Ci się stało?
Oglądam swoje ubrania i widzę zakrwawioną bluzkę i spodnie.
-To? Nic. - uśmiecham się szeroko.
* 1,5 godziny później *
Mój telefon zaczął dzwonić. Szybko wyciągnęłam komórkę z kieszeni, a na wyświetlaczu widniał napis "Allice".
-Hallo? - odezwała się dziewczyna.
-No hej!
-Alex doszedł do wniosku, że rozsądniej by było jeżeli spotkalibyśmy się na miejscu. Nie będziemy po was przyjeżdżać. Ok? - mówiła nie pewnie dziewczyna.
-Jasne.
-To fajnie. Widzimy się na miejscu!
-No cześć!
Wytłumaczyłam wszystko Cody'iemu, a on oczywiście się zgodził.
* W Dystrykcie 4 *
Kiedy dojechaliśmy na miejsce Alexa'a i Allice jeszcze nie było. Rozłożyliśmy się w pokoju i poszliśmy na plażę.
Rozłożyliśmy ręczniki, parasol i pobiegliśmy do wody. Cody złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Całował moją szyję i masował piersi.
-Cody! - piszczałam kiedy chłopaka przerzucił mnie przez ramię i zaczął się kręcić.
Nie utrzymał równowagi i runęliśmy do wody.
-Cody! - krzyczę przerażona szukając chłopaka.
Nie wynurzał się przez dobre 5 minut.
Poczułam dotyk na moich plecach i zobaczyłam całego mokrego chłopaka z rybą w zębach i wodorostami na głowie. Wypluł rybę i skoczył na mnie i znów byliśmy w wodzie.
Na kolanach w morzu złapałam chłopaka za policzki, a on mnie za biodra. Całowaliśmy się i w tym samym czasie coraz bardziej zanurzaliśmy.
Nasz podwodny pocałunek przerwał krzyk;
-Ładnie to tak zaczynać bez nas! - uśmiecha się Alex.
Ze śmiechem padamy na plecy do wody. Cody znika pod błękitną osłoną oceanu. Czuję jak dotyka moje plecy, a następnie wychodzi z wody ze mną na rękach. Kładzie delikatnie na piasku i biegnie do nowo przybyłych.
Allice, która przed chwilą moczyła tylko nogi w morzu, była cała mokra. Alex pobiegł za nią do wody i ochlapał mojego narzeczonego.
I w ten sposób zaczęliśmy wojnę. Brunet złapał mnie za rękę i pociągnął mnie po piasku do wody. Ochlapywaliśmy się i śmialiśmy.
Byliśmy tam do wieczora. Ja i Cody poszliśmy wcześniej i daliśmy im trochę prywatności.
Kiedy tylko przekroczyliśmy próg chłopaka porwał mnie do sypialni i zamknął drzwi na klucz.
* Oczami Allice *
Siedzę w objęciach Alexa na ręczniku oglądając zachód słońca. Gdy wielki, żółty okrąg był już prawie za horyzontem Alex wstał i poda ł mi rękę. Z jego pomocą wstałam. Staliśmy chwilę wpatrując się w siebie.
-Allice Pariette! - mówił klękając przy tym, a w moich oczach pojawiły się łyz.
-Tak... ! - mówiłam wzruszona klękając przed chłopakiem i nie dając mu dokończyć.
Chłopak włożył na mój palec pierścionek zdobiony perłami. Jedną dużą na środku i trzema coraz mniejszymi po bokach.
Padliśmy na piasek razem i zaczęliśmy się rozbierać. Po 2 godzinach wróciliśmy do małego domku. Zastaliśmy tam Willow i Cody'iego siedzących w swoich objęciach i w szlafrokach przy kominku. Poszliśmy wziąć wspólną kąpiel i dołączyliśmy do nich.
* Oczami Alex'a *
Gdy tylko usiadłem na kanapie zadzwonił telefon.
-Hallo? - odzywam się do słuchawki.
-Kochanie... - zaczęła mama.
Po długie rozmowie, w którą nie mogłem uwierzyć wróciłem na fotel. Wzrok miałem wbity cały czas w jedno miejsce.
-Coś się stało? - pyta zaniepokojona moja narzeczona.
-Tata... On... on... - mówię nie wierząc. -On żyje. - siedzę dalej.
Zapadła niezręczna cisza.
-Nigdy go nie poznałem...
I znów ta sama cisza.
-To my wyjedziemy jutro. - mówi Allice.
-Nie... Ty zostań, ciesz się z wyjazdem. Ja wrócę.
-Tam gdzie ja tam i ty... - mówiła stanowczo dziewczyna.

piątek, 6 listopada 2015

Rozdział 22 "Najlepszego! "

5 komentarzy- Nowy rozdział 

Spędziłyśmy razem świetne popołudnie. Sky była na swoim pierwszym długim spacerze do lasu. Pokusiłam się nawet o spuszczenie jej ze smyczy i była bardzo grzeczna. Na dobre zakończenie dnia przyszedł Cody. Reachel musiała już iść, ale Cody jeszcze został. Śmialiśmy się, oglądaliśmy film, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy i koło 22;30 brunet musiał iść. Pożegnaliśmy się gorącym pocałunkiem i chłopak wyszedł.
Przyzwyczaiłam się dość do życia w 2 i innych ludzi, innego domu i całego otoczenia. Zaczęłam spędzać więcej czasu z dziadkiem odkąd się pojawił i złapaliśmy klimat rodzinny. Przyzwyczaiłam się do innej szkoły, nawiązałam nowe przyjaźnie, ale nigdy nie zapomnę o tych dawnych, które jeszcze gdzieś tam istniały w przestrzeni. Z częścią osób piszę do teraz. Po 4 latach mocno się zmienili.
* Oczami Katniss *
Od 4 lat nasze życie toczy się dalej. Dzień jak dzień, a Peeta otworzył piekarnię. Emily i Rye mają już prawie 5 lat, a Willow za trzy dni kończy 16 lat. Nie mogę uwierzyć, że dopiero co stawiała swoje pierwsze kroki. Tata zamieszkał na stałe z nami.
Co do przyjaciół to nawiązałam mocny kontakt z Galem i Johanną i z Annie oraz Robertem. Z Haymitch' i Effie, też się sliniej zaprzyjaźniliśmy, ale nie tak jak z resztą. Za Lucasem nie przepadam. Jego charakter nie jest dla mnie. Nie mogłam zrozumieć dlaczego Johanna się z nim orzeniła. Czasem wydaje mi sie, że są razem tylko ze względu na dzieci.
* Rano, Oczami Willow *
Wyskoczyłam zadowolona z łóżka o 6:34. Zabrałam ubrania z szafy i poszłam wziąść prysznic. Gotowa zeszłam na śniadanie. Na schodach dopadł mnie zapach pieczonego ciasta.
-Co tak pachnie? - przyspieszam kroku.
Wbiegam do kuchni, ale nigdzie nie ma taty. Biegnę do piekarni ojca dobudowanej do naszego domu. Tam też nikogo nie ma.
Kiedy chciałam wyjść usłyszałam cichy szelest. Zwróciłam się do kuchenki, a tam siedziała Emily. Mała blondynka jadła łyżkę od masy do tortów. Uśmiechnęła się promiennie i wróciła do zajęcia, a ja poszłam na piętro.
-Wszystkiego najlepszego! - krzyczy Cody, mama, tata i Rye. Zza moich pleców wypełza Emily na grzbiecie Sky.
-Wszystkiego najlepszego! - sepleniła  mała.
-Dziękuję! - wzięłam siostrę na ręce i dałam buziaka w policzek.
Emily zaplotła ręce na mojej szyji i mocno przytuliła. Jak na 5-cio łatkę miała bardzo dużo siły. Cody zszedł mnie od tyłu i pocałował w policzek jak ja siostrę.
-Kocham Cię, wiesz? - wyszeptał mi do ucha.
-Wiem, ja Ciebie też. - odpowiadam i odkręcam się w jego stronę.
Całuje namiętnie w usta i mocno przytulam.
-Ja też tu jestem... - mówi malutka zciśnięta przez nas.
Odstawiam Emily na ziemię, a brunet całuje mnie między oczy.
Świętowaliśmy długo. Przez cały czas wyczekiwałam tortu. W całym domu słychać było śmiechy i krzyki. Wszystko nasiliło się kiedy w całym budynku zgasło światło.
Poczułam dotyk ręki na moim zbiorze. Domyśliłam się, że był to Cody. Odchyliłam się lekko do tyłu i wpadłam w jego objęcia. Przekręcił mnie lekko w swoją stronę i podniósł do góry. Zaplotłam nogi na jego biodrach i przyłożyłam moje czoło do jego. Cały świat wirował przez pocałunki chłopaka. "Wciągaliśmy się" dobre 5 minut.
-Willow... - szeptał brunet odstawiając mnie na ziemię.
-Tak?
-Willow... Willow Mellark czy zostaniesz matką moich dzieci.
-Cody... - wypowiedziałam te same słowa mając 12 lat. -Tak! - rzuciłam się chłopakowi na szyję.
W tym samym momencie zabłysły świeczki. Świeczki od tortu urodzinowego. Niósł go Tata, mama, a Emily i Rye dotykali tackę od spodu paluszkami. Kiedy rodzeństwo zobaczyło mnie w objęciach Cody'iego przybiegli szybko i wtulili się w moje nogi.
-Will! - wykrzyknęli razem.

środa, 4 listopada 2015

Rozdział 21 "Nowa szkoła"

5 komentarzy - nowy rozdział


Po kilku dniach zupełnie przyzwyczaiłam się do protezy. Czułam się jak bym miała normalnie nogę. Nie myślałam o tym, ani już jakoś specjalnie mi ona nie przeszkadzała.
Kiedy wypuścili mnie ze szpitala nadszedł czas, aby pójść do szkoły. Nie chciałam wracać... Chciałam, żeby Cody został i może nawet poszedł ze mną.
Niestety życie jest brutalne i poszłam sama.
* Rano *
-Willow! - usłyszałam krzyk mamy z dołu.
-Yyyyy... - mruczałam sama do siebie.
Nakryłam głowę kołdrą i nie miałam zamiaru wyjść. Miał być to mój pierwszy dzień w nowej szkole. Moja obawa był jedna; że przyjmą mnie tak jak nasza stara klasa Evie.
Evie do tej pory siedzi sama, w rogu i do nikogo się nie odzywa.
-Willow! - powtórzył się krzyk mamy.
-Nie! - wykrzyczałam najgłośniej jak umiałam.
Wyskoczyłam z łóżka i trochę chwiejnym krokiem jak co rano przez protezę podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej biało-czarny trochę za duży sweter i dżinsy. Czarne Converse i czarną czapkę w stylu beanie. Chciałam spuścić się na linie z szafy z okna i biec do lasu, ale...
-Willow? - mówił śmiesznie tata.
Speszona odwracam głowę i cofam nogę z ramy okna.
-Wiesz, że... - nie dokończył, bo zaczęłam płakać.
Lekko objął mnie ramieniem i przytulił.
-Nie... Ja nie chcę tam iść. - lamentowałam cicho w rogu łóżka.
Tata nie wiedział co powiedzieć. Głaskał mnie po plecach i po włosach.
-Nie... - skrzeczałam cicho z płaczu.
-Wiem, że to tru... - znów nie dokończył przeze mnie.
-Nie! Nie wiesz jak to jest być nowym! - powiedziałam o ton głośniej.
* Oczami Peety *
Ta rozmowa był trudniejsza, niż z Katniss. Pamiętam dobrze jak potraktowali nową dziewczynę u nas w klasie. Wiem, że przyszła dwa razy, a potem ślad po niej zaginął. Nikt jej niw widział, a nawet w domu jej nie było.
-Will... - wydusiłem z siebie to słowo.
-Nie Will. Tylko pozwól mi zostać. - prosiła ze łzami w oczach.
-Chciał bym. Ale musisz chodzić do szkoły. - uśmiechnąłem się lekko.
Brunetka odruchowo przytuliła się do mnie i wylała wszystkie łzy w moją nową koszulę.
-Willow! Jazda na dół! - wparowała zła Katniss.
Will jeszcze bardziej się do mnie przytuliła i schowała głowę w stronę ściany. Objąłem ją jednym ramieniem. Drugą ręką czesał jej włosy palcami.
-Willow. - Katniss złagodniała.
* Po rozmowie, Oczami Willow *
Bądź co bądź poszłam do szkoły. Po długiej rozmowie trochę spóźniona dojechałam na miejsce. Smutna, zła, rozdrażniona i Bóg wie co jeszcze wkroczyłam do szkoły. Nie wiedziałam gdzie mam iść. Gdzie mam lekcje. I co najgorsze nikogo nie znałam.
Kiedy znalazłam się pod klasą zapragnęłam, aby Cody był ze mną. Wszyscy o mnie szeptali. Patrzyli na mnie i wszyscy się oglądali. Po raz pierwszy w życiu moim zbawieniem był dzwonek na lekcję. Starszy mężczyzna, który wyglądał bardzo sympatycznie przyszedł zaraz po dzwonku. Obejrzał mnie od stóp do głów i otworzył drzwi.
Stałam jak kołek przy biurku i rozglądałam się po klasie.
-Dzień dobry! - mówił sympatycznie nauczyciel z uśmiechem jak tata.
Stałam dalej ze wzrokiem wbitym na sam koniec sali. Doszło do mnie jak dobrze ma Emily i Rye w domu. Jak dorosną to pójdą do tej szkoły i nie będą się przepisywać.
-Mamy w klasie nową koleżankę! - standardowo przedstawił mnie nauczyciel. -Przedstaw się nam. - zwrócił się do mnie.
Zmieszana nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam dalej i wodziłam wzrokiem po wszystkich uczniach.
-Wi... - zaczęłam. -Willow. Willow Mellark. - oznajmiłam i stałam dalej jak słup.
Widziałam jak wszyscy szeptają coś pomiędzy sobą i spoglądają na mnie z pogardą, a część z podziwem i jeszcze inni ze współczuciem. Tej ostatniej grupy ludzi nie rozumiałam.
-Usiądź Willow. - zwrócił się nauczyciel z promiennym uśmiechem.
Ja dalej stałam i patrzyłam błagalnie na nauczyciela.
-Gdzie mam usiąść? - wydusiłam z siebie te słowa.
W ten sposób rozpoczęła się kłótnia. Szepty ustały, a nastąpił harmider. Wszyscy się przekrzykiwali do kogo mam usiąść.
-Wszyscy ciebie przyjmą. - uśmiechnął się prze miło. -Wybór należy do Ciebie! - oznajmił rozglądając się po klasie.
Zrobiłam to samo i już po chwili wiedziałam gdzie usiądę. Powoli podeszłam do cichej dziewczyny w okularach. Jej włosy spięte w kucyka miały kolor ciemnego blondu, a niebieskie oczy mocno się iskrzyły, czarne zerówki dodawały jej urody. Kiedy odsunęłam krzesło obok niej wywaliła na mnie oczy.
-Hej. - szepnęłam.
-Hhhh... Hej. - uśmiechnęła się szeroko.
Przez całą lekcję siedziała zadowolona i uśmiechnięta.
* Na przerwie *
Zbawczy dzwonek zadzwonił i wszyscy wybiegli z klasy. Podeszłam do biurka p.Collins'a i zaczekałam na Raychel.
-Idziemy? - zapytałam z uśmiechem.
-Ja? - zapytała zszokowana.
-Tak! - zaśmiałam się lekko z jej miny. -Nikogo innego nie ma.
-To idziemy. - i znów dziewczyna cały czas się uśmiechała.
* Po lekcjach *
Raychel siedział z boku murku z nosem w książce. Usiadłam obok i dokładnie się jej przyglądałam. W pewnym momencie zamknęła książkę i spojrzała na mnie.
-Ty na prawdę ze mną rozmawiasz?
Odpowiedziałam jej uśmiechem.
-Tak po prostu?
-Yhy. - odpowiedział
-Wow! - Reachel siedziała zadowolona.
Dalej siedziałyśmy i rozmawiałyśmy. Z kontekstu zdania wyrwał mnie klakson. To tata trąbił.
-To chyba po ciebie. - westchnęła w wskazała głową na samochód.
Spojrzałam raz na nią, a raz na tatę.
-Może chcesz iść do mnie? - wystrzeliłam.
Dziewczyna znów zrobiła wytrzeszcz.
-Ja? Jasne! - i pobiegłyśmy do auta.
Biegłyśmy przez zasypane śniegiem boisko.

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 20 "Radość!"

Jeśli ktoś to czyta to proszę o komentarz! Dziękuje!

Kiedy budzę się rano jak przez mgłę widzę, że znajduję się w szpitalu. Czuję na sobie czyjś dotyk. Po mimo, iż nie mogę ruszać szyją, bo strasznie mnie boli skręcam głowę. Widzę Cody'iego trzymającego mnie za rękę. Spał tak słodko na krześle. Ledwo co ruszyłam ręka, a już odgarnęłam mu włosy z czoła. Drętwą ręka gładzę jego gorący policzek.
-Hej... - mówił zachrypniętym głosem.
Lekko się uśmiechnął, a ja Odwzajemniłam uśmiech.
Starałam się poruszyć palcami. Prawą nogą jakoś wyszło, ale gorzej było z lewą. Nie czułam rzadnego dotyku. Do moich oczu napłynęło milion łez. Zanim choć jedna opuściła moje oczy Cody już je otarł. Gdy obraz już się wyostrzył zobaczyłam mamę i tatę za moim ukochanym.
-Nie czuję lewej nogi. - mówiłam wyczerpana
Mama zaczęła płakać. Schowała twarz w objęciach  ojca.
Patrzyłam na nich i nic nie rozumiałam. Domyślałam się tylko, że... Nie chciałam dopuścić do siebie tej myśli. Schowałam głowę w poduszkę. Nie chciałam na nich patrzeć. Czułam jak Cody głaszcze mnie po włosach. Wyczerpana zasnęłam.
Budzę się znów i słyszę rozmowę lekarza i taty.
-Odmrożenie... - powtórzył ojciec.
-2 stopnia. - mówił lekarz obojętnie przeglądając papiery.
Nie chciałam tego słyszeć. Chciałam jak najszybciej wymazać te słowa z pamięci.
Nakryłam się kołdrą i starałam zasnąć. Myśl, że amputowali mi nogę nie dawała odpocząć. W głowie przewijały się czarne scenariusze. Zapragnęłam wyjść z siebie. Cofnąć się w czasie i nie pozwolić sobie zasnąć pod tym cholernym drzewem. Byłam zła na siebie, ale i na lekarzy, że nie potrafili mi pomóc. Tata też był zły. Widziałam to w jego oczach. Ukazywała się furia.
* Oczami Peety *
Miałem ochotę rzucić się na lekarza. Raz za to, że nie mogą jej pomóc, a dwa, że tak obojętnie mówi o mojej córce. Spokojnie poszedłem do Will i... nie wiedziałem co zrobić. Przytulić, pogłaskać...
-Boże... - krzyknęłam Kiedy zobaczyłem parę oczu spoglądających na mnie spod kołdry.
-Przepraszam... - wychyliła się Willow.
-To nie twoja wina. - starałem się zachować spokój.
-Moja... - mówiła bałaganie.
Bez słowa przytuliłem Willow. "Jak ją pocieszyć - myślałem nieustannie"
-Przynajmniej teraz nie jestem sam. - uśmiechnąłem się lekko wskazując na moją "nogę".
Brunetka lekko się rozpogodziła. Odwzajemniła wcześniejszy przutulas i położyła się znów pod kołdrę.
-Ciekawe gdzie Cody... ? - mówiła rozmarzona.
-Na pewno zaraz przyjdzie. - starałem się nie wydać tajemnicy.
Kilka minut siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Will po czasie znów zaczęła rozmyślać o Cody'm.
-Szczek! Szczek! (perfekcyjny szczek psa)
* Oczami Willow *
Chciałam zerwać się z łóżka, ale zapomniałam, że... Bezradnie położyłam się z powrotem.
-Hej... - uśmiechnięty od ucha do ucha Cody wszedł na salę z wielkim pudłem w rękach.
-Hej - starałam wstać.
Kiedy zmierzał w naszą stronę pudło przewróciło się i wypadło mu z rąk. Z kartonu wybiegł... mały, ... śliczny... szczeniaczek.
Znów próbowałam wstać, ale na marne. Cały czas zapominałam i dziwnie było tak żyć. 
Chłopak na marne próbował złapać pieska. Mała czarno-biała kulka cały czas mu uciekała. Z błyskiem radości w oczach patrzyłam na malucha. Gdy zniknął mi z pola widzenia zobaczyłam go dopiero wtedy gdy znalazł się na mojej twarzy i językiem ją oblizywał.
-Chyba poznała właściciela. - uśmiechnął się z rumieńcami na policzkach.
-Dla mnie... ? - mówiłam ze łzami szczęścia w oczach.
-Miałaś go dostać jutro dlatego tak się zeszło... - mówiła wzrokiem wodząc po podłodze.
-Dziękuje. - znów próbowałam wstać, aby złożyć pocałunek na jego ustach, ale...
Padłam jak długa na ziemi, bez możliwości wstania. Mały piesek zeskoczył do mnie i znów zaczął mnie lizać. Tata pomógł mi wstać i nauczył trochę jak chodzić z protezą. Coś wychodziło, ale i tak co jakiś czas się przewracałam, ale i tak na mojej twarzy wciąż ukazywał się uśmiech.
Kiedy opanowałam już chodzenie na salę weszła mama. Dookoła niej pełzały dwa małe blondaski.
-Ile mnie nie było? - pytam ze zdumieniem na rodzeństwo.
-Wczoraj... - uśmiechnięta mama spoglądała na Rye'a, a potem na Emily.
-Tak szybko? - patrzyłam wytrzeszczem.
-Ty miałaś 3,5 miesiąca jak zaczęłaś chodzić. - śmiała się brunetka.
Dzieci radośnie biegały, a co jakiś czas się przewracały.
-Jak bym widziała siebie! - śmieję się głośno.
Blondaski patrzą na mnie maślanymi oczkami. Emily wyrywa się do przodu i łapie za nogawkę spodni od piżamy. Zaraz za nią idzie Rye, który wyciąga rączki ku mnie. Staram się schylić po brata, ale zamiast tego upadam na tyłek ze śmiechem. Maluchy dopadły mnie na dole i także zaczęły się jeszcze głośniej śmiać. W tej samej chwili z pod łóżka wyskoczył piesek. Polizał dzieci po twarzach swoim małym jęzorkiem, a potem wrócił łasic się do mnie. Małe rączki dopadły ogonek szczeniaczka i pociągnęły za niego. Puciek został przeciągnięty tyłkiem po podłodze i przesunął się w stronę dzieci. Przewrócił Rye'a, a następnie zazdrosna Emily przyciągnęła pieska do siebie. Przytuliła go najmocniej jak potrafiła, a malucha zaczął piszczeć.
W opiece zabrałam blondynkom szczeniaka i spojrzałam mu prosto w oczy.
-Ma jedno niebieskie, a drugie brązowe! - wykrzyknęłam z radości.
Zaczerwieniony Cody patrzył w podłogę.
-A jaka to rasa? - zapytał tata Cody'iego.
-Border Collie! - wykrzyknął prostując się dumnie. -Najmądrzejsze i najsprytniejsze psy. - dodał.
Uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka, a ona obdarował mnie pocałunkiem. Zatopiłam się w jego miękkich ustach. Gdyby nie mama ta chwila trwała by wiecznie;
-Zraz się wciągniecie. - śmiała się pod nosem.
-Jak ją nazwiesz? - zapytał zarumieniony Cody.
-Sky! - rzuciłam szybko oglądając pieska.
Kiedy usłyszała swoje imię skoczyła na mnie i zaczęła lizać i lekko gryźć ucho.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Rozdział 19 "Boże Narodzenie"

Jeśli ktoś to czyta to proszę o komentarz! Dziękuje!

* Oczami Katniss *
Dziś święta. Jak wszyscy ludzie cieszą się na Boże Narodzenie tak ja nie za bardzo. Dziś przyjeżdża cała nasza "rodzina". Joahnna i Lucas z dziećmi, Annie i Robert, Alex i Allice, Haymitch i Effie z Josh'em, Cody, Beete z Miley oraz nowym dzieckiem i gość specjalny... Gale!
-Tak dawno się nie odzywał... - wzdycham na myśl o przyjacielu.
Nie wiem czy mama przyjedzie, bo tata jakoś nie chętnie o niej mówi. Nie chce powiedzieć co się stało, ale widzę, że coś go gryzie. Tak na dobrą sprawę to sama nie przepadam za mamą. Lepiej dla wszystkich jak spędzi święta sama. Nawet pewnie nie chciała, by przyjechać "bo ten dom trzyma tyle wspomnień". Zawsze tak mówi. Na myśl o tym przewracam oczami i zatapiam usta w kawie, która stoi przede mną. Kiedy znów miałam się oddać przemyśleniom i przenieść się do innego świata usłyszałam płacz. Zerwałam się z krzesła i ruszyłam w stronę pokoju dzieci. Gdy już mijałam drzwi płacz ucichł. Przerażona przyśpieszyłam i już biegłam po schodach.
-Emi... - nie dokończyła na widok Willow zajmującej się rodzeństwem.
Za Will stał Peeta i z dumą się jej przyglądał.
-Ma czarodziejski dotyk. - śmiał się blondyn pokazując głową na córkę.
Podeszłam do męża, a on objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Teraz razem parzyliśmy na brunetkę przesuwającą się koło łóżeczek. Zadowolona odwróciła się do nas z Rye na rękach. Pocałowała małego w czółko tak jak Peeta mnie. Zaczerwieniłam się lekko, a blondyn przytulił mnie jeszcze mocniej.
Naszą rodzinną chwilę przerwał dzwonek. Chciałam już biec, ale Peeta zasłonił mi drogę swoją silną ręką.
-Ja pójdę. - uśmiechnął się od ucha do ucha i wyszedł.
Nie czekając długo zbiegłam za nimi z Emily na rękach. Will poszła zaraz za mną. gorączkowo wyczekiwała Cody'iego. Od ostatniego spotkania minęły dwa tygodnie. Ja w tłumie znajomych szukałam Gale'a. Zamiast niego zobaczyłam Miley z dzieckiem na rękach. Mary, Marvel i Max dopadli mnie i przytulili jak tylko opuściłam schody.
Wszyscy goście po kolei przychodzili się przywitać, a ja i Peeta zbieraliśmy prezenty jak na ślubie. Kiedy wszyscy zajęli miejsca przy stole podałam kurczaka i puree ziemniaczane. Johanna rzuciła się jak na mięso. Wszyscy zadowoleni siedzieli, zajadali i co jakiś czas spoglądali na puste krzesło.
-Tata się spóźnia. - szeptałam do Peety.
-Spokojnie... - mówił uśmiechając się do zebranych.
-A Gale... - mówię smutno.
-Na pewno przyjdzie. - mówił i głaskał mnie po ramieniu.
N raz rozległ się wielki huk. Wzrok każdego powędrował w stronę drzwi.
-Ho, ho, ho! - krzyczał mężczyzna.
-Mikołaj! - krzyczały chórem dzieciaki Jo.
Wszystkie trzy rzuciły się na "Mikołaja".
-Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? - pytał i puścił do mnie oczko.
-Ja, ja, ja! - krzyczały jedno przez drugiego wyciągając małe rączki w stronę brody.
-Ja... - powiedziałam odruchowo na płacz dzieci i złapałam Peete za rękę.
Lekko obrażona poszłam na górę. Słyszałam za sobą kroki. Wiedziała, że był to Peeta... ,a jednak się myliłam. Był to tata.
-Czemu jesteś zła? - dopadł mnie kiedy karmiłam Rye'a.
Szybko zakryłam nagą pierś, a ojciec lekko się wycofał.
-Nie jestem zła. - odburknęłam.
-Widzę, że jesteś. Złość piękności szkodzi. - dorzucił szybko.
Spojrzałam na niego "swoją miną', a zaraz potem oboje padaliśmy ze śmiechu.
-Pójdę się przebrać. Ta broda strasznie gryzie.
* Oczami Willow *
Cody obiecał, że będzie i co... Gdzie jest?
Naburmuszona siedziałam przy stole z talerzem pełnym jedzenia. Dłubałam widelcem w talerzu. Wszyscy byli tak zajęci, że nawet mnie nie zauważyli.
-Super... - szeptałam do siebie.
Nawet rodzice zajęci oblizywaniem się nie zwracali na mnie uwagi. Zła zebrałam rzeczy i uciekłam do lasu. Nie miałam gdzie się schować... Zawsze chodziłam do Naszego Miejsca i kładłam się pod Tarasem Widokowym, a teraz...
Na leśnej ścieżce zaczęłam logicznie myśleć. Moje płuca napełniało czyste powietrze, a uszy wypełniały odgłosy przyrody. Lekko uśmiechnięta kroczyłam niczym pani lasu. Z każdym kolejnym krokiem mój nastrój się polepszał.
Po godzinie znalazłam to czego szukałam. Miejsce... Moje Miejsce. Choć już nie nasze, bo Naszego Miejsca już nic nie zastąpi. Tak jak nic nie zastąpi już Tarasu Widokowego, ani Naszego Drzewa.
Zmęczona całym dniem położyłam się pod drzewem w małej dziurce. Przykryta kocem i z czapką pod głową zasnęłam.

niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 18 "You love me? true od not true? "

5 komentarzy- Nowy rozdział

Willow stała z otwartymi ustami i patrzyła na nas jak na zjawę.
-Ale... Jak... ? - łzy napływały jej do oczu.
Peeta rozłożył ręce, a Will wpadła w jego ramiona.
-Pójdę z Tobą... - mówił cicho blondyn
-Nie! - powiedziałam stanowczo. -Pójdę sama... - przyciszyłam głos.
Cały dzień spędziłam w sypialni.
-Chcesz herbaty? - zapytał cicho Peeta uchylając drzwi do pokoju.
Nie odezwałam się tylko zakryłam twarz rękoma. Blondyn zbliżył się do mnie i kucnął obok. Odgarnął włosy z mojego czoła i pocałował między oczy. Przytuliłam się mocno i szybko do mojego męża. Płakałam jeszcze mocniej.
-Czemu się nie odzywał.... - mówiłam łamiący się głosem.
Peeta uśmiechnął się lekko, ale nie odzywał się. Naszą chwilę przerwał płacz. Blondyn pogłaskał mnie po głowie i wyszedł.
-Mamo... - odezwał się cichy szept.
Była to Willow wyglądająca przez szparę w drzwiach.
-Chodź. - starałam się uśmiechnąć.
Brunetka podbiegła do mnie i przytuliła.
-Kocham Cię... - mówiłam przez łzy.
Pocałowałm Will w czoło.
-Ja Ciebie też. - szeptała.
* W nocy *
Nie mogłam zasnąć. Leżałam patrząc się w sufit. Delikatnie gładziłam blond włosy Peety. Łzy co jakiś czas napływały mi do oczu. Po mimo to ani jedną ich nie opuściła. Poczułam na sobie dotyk ramienia.
-Czemu nie śpisz? - pytał blondyn.
-Nie mogę... - prawie zaczęłam płakać.
-Śpij. - powiedział Peeta ziewając.
Jak za dotknięciem magicznej różdżki zasnęłam po 18 minutach.
* Rano *
Niechętnie wypełzłam z łóżka. Ubrałam się i zeszłam na dół. Powolnie weszłam do kuchni. Na stole czekała na mnie kawa i jajecznica. Zmęczona, bo schodziłam z trzeciego piętra usiadłam na taboret. Chwilę później do kuchni wszedł Peeta z dziećmi na rękach.
-Daj Emily. - uśmiechnęła się do męża i wyciągnęłam ręce.
Peeta przy podawaniu mi córki pocałował mnie w policzek.
-Która godzina?
-11;56
Zerwałam się szybko i poszłam zakładać buty. Założyłam kurtkę i przez śnieg biegłam ulicami. Kiedy byłam na miejscu przeglądałam się gorączkowo za ojcem. Bałam się, że nie będzie taki sam jak kiedyś, że to tylko głupi żart.
-Nie... - wyczeptałam
Mężczyzna o ciemnych włosach i takich samych oczach jak miała Prim odwrócił się do mnie. Na jego twarzy ukazał się skryty uśmiech. Z rękoma w kieszeniach zbliżyłam się kilka kroków. Brunet w meloniku dalej stał. Tylko jego miny się zmieniały. Kiedy nie chciałam podejść bliżej facet przysunął się o dwa kroki.
-Córeczko... - rozłożył ręce i mówił łamiącym się głosem.
Miałam obawy, ale uczucie tęsknoty było większe. Chciałam usłyszeć odpowiedzi na tyle pytań... Czemu go nie było, czemu... czemu... czemu nie był kiedy losowali Prim do Igrzysk, kiedy ja umierałam na arenie, kiedy brałam ślub z Peetą. Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi przez tyle lat.
-Tato... - płakałam nie pochamowanie.
-Jednak przeczytałaś. - uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniłam uśmiech I zaprosiłam ojca do domu.
-Czemu... - zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.
-Później Ci wszystko wytłumaczę... Tylko nie mów matce o mnie. - uśmiechnął się przekornie.
W odpowiedzi kiwnęłam głową na zgodę.
-Mamo... ! - krzyczała Willow.
-Witaj kochanie. - mówił słodkim głosem Peeta z kuchni.
Tata spojrzał na mnie dumnie, a ja się zaczerwieniłam. Zaprowadziłam go do kuchni, a on zadowolony oglądał swój stary dom.
-Dawno tu nie byłem... - wzdycha marzeniami w innym świecie.
Po jego wypowiedzi Peeta gorączkowo podskoczyć.
-Witaj! - uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam blondyna w policzek.
Pokazałam tacie gdzie ma usiąść, a następnie podałam kawy i ciastka domowej roboty Peety.
-Mamo Cody przyjedzie dziś do nas. - rozpromieniona wpadła do kuchni Willow.
Zaraz potem na jej twarzy ukazało się zdumienie.
-Dziad... - próbowała wydusić Z siebie te słowa.
Tato uśmiechnął się i rozłożył ręce jak wtedy gdy witał się ze mną.
-Kto to ten cały Cody? - spojrzał na mnie wymownie i lekko się zaśmiał.
Willow wpadła w jego ramiona. Widać było, że trochę nie pewnie.
-Mój chłopak... - zaczerwieniła się Will patrząc w podłogę.
-No ładnie! O czym to ja jeszcze nie wiem... - uśmiechnął się, a zaraz potem zaśmiał.
Widać było, że to bardzo wesoły człowiek. -Wielcy szczęściarze z tych waszych chłopów... - zaśmiał się przez kaszel.
-Katniss to mój największy skarb! - oświadczył dumnie Peeta i pocałował namiętnie w usta, a ja wtuliłam się w jego tors.
-A Will mój! - rozbrzmiał głos z przedpokoju.
-Cody! - pisknęła Willow i wybiegła z kuchni.
* Oczami Willow *
Rzucam się na szyję mojemu ukochanemu. W tym samym czasie słychać płacz Emily i Rye'a.
-Nowi lokatorzy? - uśmiechnął się, a przy tym poruszył wymownie brwiami.
Pocałował go stęskniona dotyku jego ust. Założyłam szybko buty i kurtkę oraz nauszniki z wielkim kominem na szyję i wybiegłam z Cody'm za rękę.
Szliśmy już spokojnie wtuleni w siebie nawzajem. Nasze splecione ręce co jakiś czas musiały moje udo, albo jego.
Popołudnie minęło nam bajecznie. Zwiedziliśmy prawie całą 2. Wpadliśmy do zoologicznego, a ja przypomniałam sobie o Iskrze. Zaczęłam płakać na myśl o pożarze.
-Will... - Cody odgarnął mi włosy z czoła i podniósł głowę.
-Wszystko dobrze. Tylko... Iskra... moja mała Isia.
Wróciliśmy do domu. Po drodze rozmawialiśmy o tych, którzy nas opuścili. O wspomnieniach... o tym co było... i o tym co będzie.
Kiedy byliśmy już prawie w Wiosce Zwycięzców Cody zatrzymał mnie za rękę. Czułam się jak dnia kiedy się poznaliśmy. Tylko teraz nie miałam zamiaru uciekać.
-Wiem, że to za wcześnie, ale... nie mogę czekać. - mówił patrząc mi głęboko w oczy.  -Kacham Cię i nigdy nie przestanę.
-Ją Ciebie też. - Przytuliłam go mocno.
-Willow Mellark czy czynisz mnie najszczęśliwszym facetem na świecie i wyjdziesz za mnie.
-Cody... - w moim głosie słychać było nie pewność. -Jeszcze tyle czasu przed nami...
Chłopak spóścił wzrok.